Organizujemy razem z Janeczką kuchnię dla spalonych ludzi (z baraków) i dla biednych z Żoliborza. Kuchnia będzie na placu Wilsona. Dojście do porozumienia z władzami i innymi wielkimi ludźmi powstaniowymi jest bardzo ciężkie. Odsyłają nas z każdą sprawą od jednych do drugich. Chodziłyśmy po domach, by ludzie zgłaszali zapasy żywnościowe dla kuchni — niestety, ludzie już nie mają żywności. Chodzimy do olejarni po olej. W zasadzie głupstwo i zdawałoby się czyn mniej bohaterski, aniżeli praca w łączności, ratownictwie itp. „Odznaczona w wyprawie po olej” lub „zginęła na posterunku w wyprawie po olej”. Głupstwo, a przecież jak wielką odwagę żołnierską, spryt trzeba włożyć w taką wyprawę. Normalną drogą idzie się pół godziny, obecnie musimy drogi nadkładać, by obejść koszary na ul. Gdańskiej, placówki niemieckie i wreszcie dojść od strony CIWF [Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego]. Idziemy zupełnie odkrytym polem, przez działki, głowy nasze służą nieprzyjacielowi za doskonały cel. Ilu ludzi w tej zieleni działek poległo? Następnie poprzez dziesiątki podwórzy, ludnych domów na Marymoncie, by w końcu przejść przez trzy ulice i jeden plac.
Z wieży CIWF jesteśmy doskonale obserwowane. Chodzi o to, by jednym tchem przebiec ulicę, względnie plac, zanim wartownik się zorientuje. Gorzej jest, gdy wracamy z bańkami pełnymi oleju, przecież nie można powylewać tak drogo zdobytego płynu. Biegnę pierwsza, tuż za mną pada strzał — jeden, drugi. Ludzie po przeciwnej stronie, czekający na drogę przejścia, mocno się denerwują. Zaczynam i ja drżeć z przejęcia, biegnie Janusia — no, już dobrze. W zasadzie najgorsze mamy za sobą.
Warszawa, 13 sierpnia
Biuro Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów (BUiAD) IPN, sygn. AK 159.
Dziś przyszła partia chłopców z Kampinosu. Są głodni, obdarci i niektórzy dosłownie bosi. Pytam się, czy to ma być pomoc dla Warszawy. Przynieśli ze sobą trochę broni automatycznej, więc tylko to jest cenne. Sami strzelać nie umieją — przynajmniej przyda się naszym.
My stale chodzimy sypać barykady, kopać rowy. Są wyznaczone dyżury nocne do kopania rowów. Metr po metrze wygrzebuje się ziemię, by ułatwić łączność między poszczególnymi placówkami. W tej chwili już jest bardzo ciężko przejść przez ul. Krasińskiego. Przez Słowackiego jeszcze czołgi przejeżdżają, okropne, złowieszcze, dla pewności strzelają na jedną i drugą stronę ulicy. Przy Harcerskiej są stale potyczki, podpalanie samochodów nieprzyjacielskich. [...]
Zdajemy sobie sprawę, że powstanie skończy się fiaskiem — odpowiedzialność ponosić będzie całe społeczeństwo, więc przynajmniej w tej chwili nie siedzieć bezczynnie, tylko mieć świadomość, że jeżeli mnie będą „bić”, nie będzie to bez podstawy. Nie powoływałyśmy się na żadne funkcje wykonywane w podziemiu, tylko podałyśmy swoją przynależność organizacyjną. Muszę zaznaczyć, że nie należącym do AK było ciężko zdobyć jakiś przydział — a przecież nie tylko AK, ale i cywilna ludność oddawała swą krew na barykadach, w rowach, oddawała żywność, bieliznę, koce; musiała milczeć i wszystko chwalić.
Warszawa, 18 sierpnia
Biuro Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów (BUiAD) IPN, sygn. AK 159.